Wydawałoby się, że takich miejsc jest w Norwegii wiele... Przecież góry i morze to dość powszechne tu połączenie. Ale choć rzeczywiście w krainie fiordów na każdym kroku spotykamy piękne krajobrazy, Lofoty mają magiczną moc przyciągania i niepowtarzalny urok. Prestiżowy magazyn podróżniczy National Geographic Traveller umieścił Lofoty w trójce najbardziej atrakcyjnych turystycznie archipelagów na Ziemi!
Lofoty to archipelag położony na północy Norwegii, około 300 kilometrów za linią koła podbiegunowego. W skład Lofotów wchodzą cztery większe wyspy (po norwesku øy): Austvågøy, Vestvågøy, Flakstadøy, Moskenesøy oraz setki mniejszych, w tym większość bezludnych. Choć wyspy geograficznie i krajobrazowo tworzą całość, każda z nich ma do zaoferowania nieco inne atrakcje.
Swoją urozmaiconą i wyraźnie zarysowaną rzeźbę Lofoty zawdzięczają ostatniemu zlodowaceniu. Po wielkich masach lodu pozostały silnie rozczłonkowana linia brzegowa z licznymi osłoniętymi zatoczkami oraz malownicze fiordy, wdzierające się często kilkadziesiąt kilometrów w głąb każdej z wysp. Dzięki takiemu ukształtowaniu terenu Lofoty sprawiają wrażenie dzikich, niedostępnych. I w znacznym stopniu takimi są.
Niezapomniane wrażenie Lofoty robią zwłaszcza na turystach przybywających tu drogą morską – na przykład na pokładzie promu z Bodø. Wyrzeźbione przez lodowiec ostre i poszarpane szczyty sprawiają wrażenie muru nie do pokonania. Z pozoru niedostępna Ściana Lofotów kryje w sobie zaciszne jeziora i fiordy, nad którymi rozłożyły się niewielkie wioski rybackie.
Bywają miesiące, kiedy w blasku grzejącego słońca można wylegiwać się na jednej z kilku piaszczystych plaż nad turkusowymi wodami oceanu. Skojarzenia z Karaibami jak najbardziej na miejscu. Nietypowy jak na tę szerokość geograficzną klimat Lofoty zawdzięczają ciepłemu Prądowi Zatokowemu, który obmywa północno-zachodnie rubieże Europy aż po Morze Barentsa i archipelag Svalbardu. Lata wprawdzie rzadko bywają upalne, ale pogoda wcale nie przypomina tej, którą równie często co niesłusznie kojarzymy z Arktyką. Liczba słonecznych dni porównywalna jest do tych na polskim Wybrzeżu i jedynie dość często padający deszcz może nieco dokuczyć przyjezdnym.
Górzyste wyspy stanowią raj dla wędrowców. Liczne szlaki, często wymagające mozolnych wspinaczek, dają okazję do podziwiania wspaniałych panoram. To ulubione tereny rekreacyjne nie tylko dla Norwegów, ale również turystów z całego świata. Jak mówi lokalny slogan reklamowy: tu jedynie aparat fotograficzny nie będzie miał wakacji.
Norweg-rybak – nigdzie indziej w kraju określenie to tak silnie nie odzwierciedla rzeczywistości jak tu, na Lofotach. Dziesiątki kutrów rybackich wypełniają każdą, nawet niewielką zatoczkę. Rozwieszone sieci spotkać można niemal przed każdym domem a znakiem rozpoznawczym Lofotów stały się malowane na czerwono lub żółto rybackie domki na palach, zwane rorbu (Więcej w tekście rybackie domki rorbu).
Wprawdzie w wodach północnego Atlantyku w pobliżu Lofotów poławia się halibuty, karmazyny, czarniaki czy łupacze, to jednak od ponad tysiąca lat miejsce to jest prawdziwym królestwem dorsza.
Lofoty to również jedyne miejsce na świecie, gdzie warunki klimatyczne pozwalają na suszenie ryb w tradycyjny sposób – na drewnianych stelażach rozstawionych w portach, przed chałupami lub na płasko wyniesionych wzgórzach. Po tygodniach suszenia powstanie z nich sztokfisz – jedno z najbardziej znanych i cenionych na całym świecie wcieleń dorsza, znanego także jako bacalao (po hiszpańsku), bacalhau (po portugalsku) i baccalà (po włosku). Powstają tu także klipfisze, które są i suszone, i solone. A wszystko „made in Lofoten”.
Niezależnie od tego, jakim środkiem transportu dostaniemy się na Lofoty, wyraźna zmiana w krajobrazie widoczna jest od pierwszego spojrzenia. Z pozoru niedostępna Ściana Lofotów kryje w sobie zaciszne jeziora i fiordy, nad którymi rozłożyły się niewielkie wioski rybackie. To one są prawdziwymi perłami archipelagu, doskonale wpisującymi się w kulturowy krajobraz regionu. Część z nich, ze względu na swój unikatowy, zachowany od stuleci charakter, objęta została pilotażowym projektem dotyczącym utrzymania norweskich tradycji budownictwa drewnianego. Dotyczy to przede wszystkim osad Henningsvær i Nusfjord.
Administracyjną stolicą Lofotów jest Svolvær na wyspie Austvågøy, będące jednocześnie największą osadą i portem na wyspach. Trudno jednak mówić tu o jakiejś metropolii. Miasto liczy niecałe 4500 mieszkańców. Przypływają tu promy i statki wycieczkowe z lądowej części Norwegii, przywożąc każdego lata tysiące turystów. Zanim wyruszą na penetrację wysp, część z nich odwiedza niezwykłe muzeum wojenne, gdzie zgromadzone są unikalne pamiątki związane z II wojną światową. Bardziej wytrwali wspinają się na szczyt, zwany ze względu na swój kształt „Kozą ze Svolvær” (Svolværgeita), skąd rozpościera się bajeczna panorama miasta i okolic.
Prawdziwe oblicze Lofoty jednak ukazują stopniowo tym, którzy zdecydują się podróżować wzdłuż głównej drogi E10. W pobliskim Kabelvåg zobaczyć można największy drewniany kościół na Lofotach (drugi pod względem wielkości w Norwegii), który może pomieścić nawet do 1200 wiernych. Dalej na końcu długiego cyplu kryje się rozrzucona na kilku wysepkach malownicza osada Henningsvær, której centralny punkt zajmuje oczywiście port. Warto tu zajechać na spacer pośród rybackich domów ustawionych na palach.
Śladem średniowiecznej działalności wikingów jest świetnie zorganizowane muzeum Lofotr w Borg położone na kolejnej wyspie Vestvågøy. Zrekonstruowano tu siedzibę lokalnego władcy, która do dziś robi wrażenie swoimi rozmiarami.
Najbardziej wytrwali podróżnicy, którzy pokonają całą niezwykle malowniczą E10, dotrą na wyspy Flakstad i Moskenes.
Flakstadøy to bodaj najbardziej surowa z lofockich wysp. Kamieniste, strome i dzikie góry, a dla kontrastu... piaszczyste plaże. Wyjątkowo urokliwy krajobraz można na wyspie zobaczyć w pobliżu miejscowości Ramberg. Fantastyczna plaża, niczym z tropiku, z widokiem na otwarty ocean. A wokół majestatyczne góry... Nic, tylko robić zdjęcia. I choć temperatura wody nie jest tropikalna, dla samego krajobrazu warto to miejsce odwiedzić.
Flakstadøy ma też inną niesamowitą atrakcję – osadę Nusfjord. To jedna z najstarszych i najlepiej zachowanych wiosek rybackich w Norwegii. Choć czasy rozkwitu rybołówstwa są już historią, do dziś można odnaleźć ślady dawnej kultury i podziwiać XIX-wieczne domki rybackie „rorbuer”.
To tutaj znajduje się bajkowo wręcz położona osada Reine – wioska rybacka, która przez dziesiątki lat nic nie straciła na swoim uroku. Przy okazji warto wspiąć się na szczyt Reinebringen, z którego widok na okolicę pełna szkierów i poszarpanych szczytów górskich należy do najpiękniejszych w Norwegii. Okolice fiordu Reinefjorden to chyba najczęściej fotografowany fragment Lofotów. Jest tu wszystko, co oferują te wyspy: wąskie fiordy, otoczone wysokimi górami, piaszczyste plaże, a na nabrzeżnych pasach ulokowane niewielkie osady...
Na końcu drogi leży miejscowość o nazwie Å ze wspaniałymi dwoma muzeami poświęconymi przetwórstwu ryb. To już koniec cywilizowanego świata. Ciekawostką jest fakt, że litera å jest również ostatnią literą w norweskim alfabecie. Stąd już pieszo możemy przewędrować jeszcze osiem-dziesięć kilometrów przez dzikie tereny, by stanąć na krańcu Moskenes. I przyjrzeć się burzliwym wodom Moskstraumen (Moskenestraumen) – jednego z najsilniejszych prądów morskich świata z potężnymi wirami, które odegrały straszliwą rolę na kartach słynnej powieści Juliusza Verne`a 20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi.